Common.Elements.Image.Internal
  • Strona główna
  • Idea projektu
  • SWF
  • Wernisaż

"Horyzont zdarzeń" Kacper Kowalski

Wernisaż 20.09.2023. Wystawa obecna we FLOWAIR w dniach 11.09-31.10.2023

wystawa przedłużona do 15.01.2024

“Horyzont zdarzeń” to termin wywodzący się z astrofizyki. Odnosi się do linii granicznej wokół czarnej dziury, po przekroczeniu której prędkość ucieczki dla dowolnego obiektu i fali przekracza prędkość światła w próżni. Innymi słowy - wszystko, co przenika horyzont zdarzeń od strony obserwatora, znika.

"Na początku zimy wyruszyłem w podróż w poszukiwaniu harmonii. Kierowany instynktem, zapuszczałem się dalej i dalej, aż przekroczyłem granice racjonalności. Czy to mgła, czy śnieg, mróz czy odwilż, wzbijałem się w niebo, by sprawdzić, czy da się latać. Jeśli tylko się dało, latałem nad zamarzniętymi zbiornikami wodnymi, zafascynowany mieniącą się strukturą lodu. Doświadczając wglądów, fotografowałem. Od stycznia do marca 2021 roku odbyłem 76 samodzielnych lotów wiatrakowcem lub motoparalotnią. W powietrzu spędziłem około 200 godzin, pokonując około 10 000 kilometrów mroźnych przestworzy. Fotografowałem pionowo w dół, z wysokości około 50-150 metrów, w okolicy Trójmiasta gdzie żyję od urodzenia.


Lodowy świecie!


Jakże jesteś prawdziwy.


Mój dom i moje wnętrze."


Kacper Kowalski.

"Pojęcie „Horyzont zdarzeń” oznacza sferę otaczającą czarną dziurę lub tunel czasoprzestrzenny, oddzielająca obserwatora od zdarzeń, o których nigdy nie otrzyma żadnych informacji. Innymi słowy, jest to granica w czasoprzestrzeni, po przekroczeniu której prędkość dowolnego obiektu lub fali przekracza prędkość światła w próżni. I żaden obiekt, nawet światło emitowane z wnętrza, zza horyzontu nie jest w stanie opuścić tego obszaru. Wszystko, co przenika przez horyzont zdarzeń od strony obserwatora, znika.  To ostatni cień przed głęboką czernią, która pochłania całe światło. Horyzont zdarzeń jest umowną, wręcz metaforyczną granicą.

„Horyzont zdarzeń” to projekt bardzo osobisty. Fotografie Kacpra Kowalskiego już dawno przestały być estetyczną inwentaryzacją natury, a w jego relacji z otoczeniem pejzaż stał się pewnego rodzaju medium, narzędziem obrazowania emocji, obraz emanacją krajobrazów wewnętrznych i odczuć, a sam lot formą transu. Autor oddaje stery instynktowi, który prowadzi do zaskakujących i nieoczekiwanych, wręcz mistycznych przeżyć, gdzie pojawiają się nieoczekiwane  refleksje i interpretacje.

Próbuje rozumieć własne postrzeganie świata, w którym to procesie mimowolnie włącza do sposobów obserwacji archetypy. Zestraja się z krajobrazem na osobistej, intymnej częstotliwości. Nie tylko widzi obrazy, ale odczuwa poprzez nie, obserwuje fotograficznie naturę, nie wiedząc gdzie go to zaprowadzi, jakie wzbudzi emocje i co ujawni w jego podświadomości."


Kuratorka wystawy w ramach FFWRS, PGS Sopot- Maja Kaszkur



„Skala w tych zdjęciach jest często trudna do określenia. Wiele perspektyw przecina się i jest ze sobą sprzecznych. Kadry dezorientują, a ich ekscytująca niejasność każe nam zadać sobie pytanie o to czy obrazy, na które spoglądamy, to tereny istniejące w zewnętrznej topografii czy może raczej komórkowe krajobrazy wnętrza ludzkiego ciała, lub nawet archetypiczna emanacja ludzkiej psychiki, która niczym morski stwór wynurza się z otchłani umysłu".


Robert Macfarlane


Siedziba FLOWAIR. III piętra

Kacper Kowalski (ur. 1977) od ponad 25 lat obserwuje i fotografuje krajobrazy z perspektywy lotu ptaka. Po studiach architektonicznych na Politechnice Gdańskiej i czteroletniej pracy w zawodzie, poświęcił się lataniu i fotografii - swoim największym pasjom.  Spędził w powietrzu ponad 5000 godzin. Jako paralotniarz i pilot wiatrakowcowy, Kacper wzbijał się w powietrze z silnikiem przypiętym do pleców, by podczas samotnych lotów odkrywać świat form, kształtów i wzorów. Spędził w powietrzu ponad 5000 godzin. Nieustannie zmagając się z siłami natury: wiatrem i prądami powietrznymi, fotografując z wysokości 150 m nad ziemią, znajduje się w stanie niemal medytacyjnym. Wówczas krajobraz odsłania przed nim nie tylko abstrakcyjne formy, ale zdaje się komunikować z nim językiem symboli, które pojawiają się na jego fotografiach. Lot jest dla Kowalskiego nie tylko sposobem na uchwycenie świata znajdującego się pod nim, ale staje się duchową podróżą, w trakcie której odkrywa uniwersalne prawdy o relacji człowieka i natury, o przeszłości i teraźniejszości, a także o własnej, osobistej prawdzie i drodze do niej. 


Otrzymał liczne nagrody, w tym nagrodę World Press Photo (trzykrotnie), nagrodę Picture of the Year International POYi (sześciokrotnie) i dziesiątki innych. Jego pierwsza książka, "Efekty uboczne", ukazała się w 2014 roku nakładem Leica Gallery Warszawa, następnie własnym wydawnictwem wydał książki OVER (2017), Arche (2021) a w 2022 roku ukazała się książka Horyzont Zdarzeń wydana przez  holenderskie wydawnictwo 1605 Collective. Jego prace były wystawiane kilkaset razy na wystawach zbiorowych i indywidualnych na całym świecie, a książki zdobywały i były nominowane do najbardziej prestiżowych nagród, w tym Les Prix du Livre na Rencontres d'Arles.


Jest reprezentowany przez Panos Pictures, oraz galerie: Bildhalle w Amsterdamie i Zurychu oraz Atlas Gallery w Londynie.


Common.Elements.Image.Web

Książkę "Horyzont Zdarzeń" można zakupić poprzez stronę:

https://www.kacperkowalski.pl/pl/project/horyzont-zdarzen-ksiazka


  • Zdjęcia: Kacper Kowalski

  • Wydawnictwo: 1605 Collective

  • Liczba stron: 112

  • Oprawa: Twarda

  • Format: 32,5 x 23,5 cm

  • Projekt: Janneke Schrey

  • Kurator: Wiktoria Michałkiewicz

  • Przedmowa: Robert Macfarlane

  • Nakład: 100 egzemplarzy (+ 100 w edycji specjalnej)

  • ISBN: 9789083065083


Od autora:

W ciągu dwudziestu kilku lat, które minęły od mojego pierwszego lotu, wiele się zmieniło. Założyłem rodzinę, moje dzieci zdążyły pójść do szkoły, a ludzi w powietrzu zastąpiły drony. Cały świat jest sfotografowany i dostępny w telefonie. Każdy fragment mapy został zinterpretowany i powielony na tysiące sposobów.


A mnie wciąż ciągnie w powietrze. Nadal włóczę się po niebie. Interesuje mnie bardziej to co czuję, gdy patrzę, niż to co widzę i wiem o świecie. Szukam wrażenia, które pozostaje w mojej wyobraźni, gdy już nie patrzę. To mój rytuał. Wchodzę w pewien stan medytacji - uważności może. A potem fotografuję.


Z wykształcenia jestem architektem i ten zawód ukształtował mój sposób patrzenia. Analizuję treść pejzaży, a wynik przedstawiam w formie abstrakcyjnych, harmonijnych zdjęć. Czasem są jak szkice, które zawierają wielowarstwowe informacje o świecie, czasem jak mapy, z których można odczytać ślady działalności człowieka odciśnięte w strukturze Ziemi. Coraz częściej jednak przedstawiają świat abstrakcyjny, oderwany od rzeczywistości - choć prawdziwy. Oddaję emocje, wrażenia i refleksje, które rodzą się w trakcie samotnych lotów.


Nieustannie poszukuję - nowych spojrzeń na miejsce w którym mieszkam, nowych zjawisk, które przez tyle lat przegapiłem. Fascynuje mnie obserwowanie, dlaczego z bezkresu krajobrazu, który mam do dyspozycji, moją uwagę przykuwa akurat to a nie inne miejsce. Refleksje rodzą kolejne pytania. One nigdy się nie skończą.


Gdy lecę doświadczam przestrzeni. Wszystkie moje zmysły są zaangażowane w jej odbiór: czuję dotyk wiatru na w rękawie, zapach mrozu, widzę kształt chmur rzucających cienie i tak dalej. Brzmi to dość statycznie, ale takie nie jest. Chmury nie tylko wędrują z wiatrem. Zasysając turbulentne powietrze z dołu puchną lub rozmywają się pod działaniem opadających chłodnych mas powietrza. Nieustannie zmienia się światło, układ obserwowanych form i kształtów. (…) Jestem zespolony z maszyną, a skrzydło paralotni i łączące mnie z nim linki powodują, że mogę dotknąć, niemal oprzeć się na powietrzu, tak jak szybujący ptak dotyka powietrza za pomocą pióra lotki. To jest oczywiście iluzja, takie towarzyszy mi wrażenie. Nauczyłem się czytać te komunikaty.


Do lotów wykorzystuję wiatrakowiec lub paralotnię, które pilotuję sam. Aparat fotograficzny nie jest podwieszony ani przyczepiony do kokpitu, nie używam zdalnego sterowania. I aparat i stery po prostu trzymam w ręce. Wiatrakowiec podobnie jak paralotnia nie ma zabudowanego kokpitu. Całym ciałem odczuwam powietrze, odbieram temperaturę, zapach, przestrzeń wszystkimi zmysłami. Za nic nie zamieniłbym tego na obudowane i ciepłe wnętrze. Nie oddam też sterów komuś innemu. Pilotuję precyzyjnie, panuję nad obrazem. Lubię tę część. Jest tradycyjnie analogowa. Lubię się zmęczyć fizycznie, poczuć emocje, wibracje silnika, zapach powietrza i wiatr na twarzy. Muszę zobaczyć na własne oczy to, co chcę przekazać i dopiero wówczas przykładam aparat do oka i naciskam spust migawki.


Moją ulubioną wysokością jest 150 m (500 ft). Na ziemi taka odległość jest jeszcze ludzka. Rozpoznajemy znajomych, jak jest cicho, to można kogoś zawołać po imieniu. Gdy fotografuję w dół, widzę jeszcze skalę człowieka - wyższą, niż z balkonu ale niższą, niż z pokładu samolotu. To skala architektoniczna.


Najbardziej lubię latać w okolicy domu. Jeśli latam wiatrakowcem, odlatuję nie dalej jak 150 km od startu. Jeśli latam paralotnią z silnikiem, wybieram się czasem dalej, bo sprzęt mieści się w bagażniku samochodu osobowego, jednak nie lubię wyjeżdżać za granicę. No chyba, że wybieram się na loty bez silnika. Wtedy jadę w Alpy albo Himalaje. Wtedy też nie zabieram ze sobą sprzętu foto. Bo loty mają inny cel. Ale to zupełnie inna historia.



fot. Dar Giers


Wróć do strony głównej